Chcecie bajki? Oto bajka… Pierwsze wersy nieśmiertelnego utworu Jana Brzechwy zna prawie każdy. Dalej już trochę gorzej, bo jak tu spamiętać i opowiedzieć niezliczone i absurdalne przygody i szachrajstwa tytułowej Pchły. Nasza bohaterka owija sobie wszystkich wokół palca, a wszystkie intrygi przeprowadza z właściwą sobie złośliwością, żeby nie powiedzieć – perfidią. Utwór Brzechwy nasycony jest, jak cała jego twórczość, ogromną dawką satyry i nieokiełznanego dowcipu. Nasza pchła skacze z kołnierza na kołnierz, wpada z jednych tarapatów w drugie, ale z każdej sytuacji udaje jej się wyjść bez opresji.
Twórcy „Pchły…” w teatrze Andersena próbują uchwycić absurd wierszowanej opowieści bawiąc się z małymi i dużymi widzami iluzją, mamią ich magicznymi sztuczkami i podstawiając pod nos lustro udowadniają jak łatwo i naiwnie dajemy się za ten nos wodzić.